Szkoła Biblijna Lumen Vitae – Pielgrzymka Do Ziemi Świętej (11-19.04.2023)

W pierwszy wtorek po Wielkanocy rozpoczynamy długo oczekiwaną pielgrzymkę do Ziemi Świętej połączoną ze szkołą biblijną prowadzoną przez księdza prof. Mariusza Rosika. Jest to podróż z Biblią – w czasie i przestrzeni. Odwiedzane miejsca stanowią tło dla żywego Słowa Bożego, codziennych wykładów i nauk. Cofamy się w przeszłość: chodzimy przy boku Jezusa śladami bohaterów biblijnych, próbujemy patrzeć ich oczami, aby lepiej zrozumieć przesłanie Pisma Świętego i siebie samych. Nierzadko konfrontujemy mocno ugruntowane w naszym myśleniu błędne wyobrażenia i stereotypy z faktami historycznymi i geograficznymi. Jedzie z nami również ksiądz Jerzy z parafii św. Bonifacego, jako opiekun duchowy pielgrzymów – prowadzi codzienne modlitwy, wygłasza homilie, jest zawsze gotowy na trudne teologiczne pytania. W podróży pilotuje nas opiekuńcza Dorotka – dzięki jej znajomości terenu i lokalnej sytuacji ani razu nie zbłądziliśmy, ani nie podpadliśmy izraelskiemu wywiadowi. Większość uczestników pielgrzymki rekrutowała się z Inicjatywny biblijnej „Lumen Vitae”, której charyzmatami okazały się dyscyplina i punktualność. Pojechaliśmy mimo wielu medialnych ostrzeżeń o zaognieniu wewnętrznej sytuacji politycznej w Izraelu, niemniej podczas całego pobytu nie spotkaliśmy się bezpośrednio z jakąkolwiek wrogością czy niebezpieczeństwem (chyba, że za niebezpieczeństwo uznamy pokusy na jakie wystawiały nas egzotycznie kolorowe i pachnące stragany).

Jerozolima, wejście do Bazyliki Grobu Pańskiego (drabina jest na swoim miejscu)

Izrael przywitał nas strugami deszczu i dość niską jak na ten region temperaturą, która utrzymywała się przez pierwsze 2 dni podróży. Kamienista  Ziemia Święta z trudem radziła sobie z wchłanianiem  obfitych opadów, zalewając drobnymi potoczkami ulicę na lotnisku i nasze stopy. Gdy chlupocze nam w butach, siostra przewodniczka, tłumaczy, że „deszcz to przecież błogosławieństwo dla tego kraju”…

Trwamy w Oktawie Wielkanocnej, stąd nasze pierwsze kroki kierujemy do Bazyliki Grobu Bożego w Jerozolimie – w wielu językach zwanej też Kościołem Zmartwychwstania Pańskiego. Podzielona jest ona miedzy kościół katolicki, grecki, syryjski, etiopski, ormiański i koptyjski, którym nie bardzo wychodzi wzajemna współpraca. Mamy wrażenie chaosu i zaniedbania, ale jednocześnie promieniuje na nas świętość tego miejsca. Naszą uwagę zwracają wydrapane na ścianach wielowiekowe graffiti. Odwiedzamy 5 najważniejszych dla chrześcijaństwa miejsc: Pusty Grób, Golgotę, Kamień Namaszczenia, Kaplicę św. Heleny, Kaplicę Adama. Niepewna sytuacja polityczna, wczesna poranna godzina i najpewniej również zimna aura powodują niewielką ilość odwiedzających, a brak typowych dla tych miejsc kolejek sprzyja wyciszeniu i modlitwie.

Kaplica Św. Heleny – miejsce odnalezienia krzyża (i chór Harpa Dei)

Kamień Namaszczenia w bazylice Grobu Pańskiego

Ściany bazyliki pokryte wielowiekowym grafiti

Odwiedzamy miejsce, gdzie widać kilkumetrową skałę ukrzyżowania – Golgotę,  jak się okazuje nieużyteczną pozostałość z opuszczonego w I wieku kamieniołomu, która stała się swoistym podium dla skazańców, miejscem kaźni z wkopaną na stałe belką podłużną krzyża.  Dość stromymi schodami podchodzimy do miejsca umocowania krzyża – szczególnie zaznaczonego i czczonego. Obok znajduje się skromna katolicka kaplica, gdzie uczestniczymy w pierwszej na Ziemi Świętej Eucharystii – dość szybko sprawowanej i recytowanej, bo musimy się wpasować w napięty grafik licznych zagranicznych pielgrzymek. W najgłębszym miejscu bazyliki – Kaplicy św. Heleny, czyli wykutej w skale cysternie, gdzie znaleziono patibulum Krzyża Świętego, przypadkowo natykamy się śpiew chóru Harpa Dei.

Wejście do grobu Jezusa

Niewielka kolejka prowadzi nas do pustego grobu Jezusa, gdzie pod kilkoma kamiennymi płytami znajduje się skała, na której leżało owinięte całunem umęczone ciało Chrystusa. W godzinach popołudniowych, po całonocnej podróży, niewyspani, zziębnięci i szczęśliwi, docieramy do docelowego miejsca noclegowego w Nazarecie.

W drugim dniu pielgrzymowania jedziemy do Kafarnaum. Msza Św. odbywa się przy Jeziorze Galilejskim, pod zadaszoną wiatą, w zagłuszającym deszczu i podmuchach wiatru. W czasie przeistoczenia zamiast dźwięku gongu, rozlega się grzmot burzy, a po Komunii wychodzi słońce i zaczynają się hałaśliwe świergoty ptaków.

Kafarnaum

Widok na Jezioro Galilejskie z Góry Błogosławieństw

Udajemy się do pozostałości Domu Św. Piotra. Topografia wioski wskazuje, że późniejszy pierwszy papież-Rybak miał blisko zarówno do swojej podstawowej pracy, jak i do Synagogi.

Kafarnaum, widok na dom Św. Piotra

Kafarnaum, Biała Synagoga

Tabgha, miejsce rozmnożenia chleba

Następnie wjeżdżamy na Górę Ośmiu Błogosławieństw, gdzie obecnie znajduje się zaprojektowany przez Antonio Barluzziego kościół na planie ośmiokąta.  W jego środku geometrycznym projektant umieścił  Najświętszy Sakrament, z którego odchodzą promienie Błogosławieństw  – Bożych sposobów na osiągnięcie szczęścia. Unikatowe rozwiązanie architektoniczne pozwala nam na chwilę kontemplacji w perspektywie każdego Błogosławieństwa, ostatecznie ponownie koncentrując uwagę na Tabernaculum.  Kolejny punkt programu to Tabgha – miejsce rozmnożenia chleba i ryb.

Z uwagi na trudne warunki atmosferyczne powodujące  tzw. wysoką falę, organizatorzy odwołują rejs po jeziorze Generazet. Zamiast tego mamy możliwość pojechania do niedawno ujawnionych i odkopanych pozostałości wioski Magdalii –  miejsca pochodzenia Marii Magdaleny, Apostołki Apostołów. Tutaj dowiadujemy się, że owa Maria nie jest tożsama ani z kobietą cudzołożną, ani z kobietą, która umyła i namaściła nogi  Jezusowi. Scalenie „różnych Marii” jest najpewniej błędem w interpretacji papieża Grzegorza Wielkiego, bezwiednie powielanego w późniejszych przekazach.

Magdala – miasto Marii Magdaleny

Prawdopodobnie jesteśmy pierwszą i ostatnią pielgrzymką, która może swobodnie chodzić po starożytnych wykopaliskach, bo w niedalekiej przyszłości zabezpieczenia konserwatorskie ograniczą ich dostępność. Spotykamy tam niezwykłego, dobrotliwie złośliwego ojca Tymoteusza-  franciszkanina, który ostatnie lata, prawie bez żadnej pomocy, odkopywał i oczyszczał starożytne artefakty. Przemieszczamy  się po kamienistych pozostałościach uliczek, mijamy starożytne mykwy,  kanały, resztki łaźni, reliefy, a naszą percepcję pobudza woń olejku nardowego, którym obficie skrapia nasze dłonie ojciec Tymoteusz.

Magdala – miasto Marii Magdaleny, ojciec Tymoteusz pokazuje wykopaliska

W tym dniu, w ramach lunchu, mamy okazję degustować świeżo złowioną i lokalnie przyrządzoną rybę – rodzaj tilapii, występującej wyłącznie w jeziorze Galilejskim. Wieczorem uczestniczymy w adoracji w Kościele Zwiastowania NMP: różne języki i nacje jednoczą się w śpiewnym uwielbieniu – znika poczucie, że jesteśmy na obcej ziemi.

W trzecim dniu kontynuujemy zwiedzanie Galilei. Pierwszym punktem programu jest Góra Tabor, na którą jesteśmy dowożeni w mniejszych podgrupach przez palestyńskie buso-taxówki. Kierowcy pośpiesznie i z nonszalancją pokonują stromą drogę, wijącą się jak serpentyna. Z Góry podziwiamy zieloną Galileę i brązowe wszędobylskie krowy, które pasą się tutaj w luźnych stadkach bez widocznego nadzoru.

Góra Tabor

Kolejnymi punktami podróży jest: Kościół Św. Józefa, wzniesiony na Domie Tegoż w Nazarecie, gdzie uczestniczymy we Mszy św., oraz znajdująca się obok Grota Zwiastowania NMP.

Nazaret, grota Zwiastowania

Nazaret, bazylika Zwiastowania

Nazaret, podziemia kościoła Św. Józefa, dom świętej rodziny

Odwiedzamy słynną Synagogę, w której nauczanie rozpoczął Jezus, wywołując oburzenie swoich krajanów, którzy chcieli Go za to ukarać na skraju Nazaretu na Górze (zamierzonego) Strącenia.

Nazaret, Synagoga

Nazaret, Góra Strącenia, widok na Górę Tabor

W Kanie Galilejskiej małżeństwa odnawiają sakramentalne przyrzeczenia i na pamiątkę uzyskują certyfikaty, a po uroczystości degustujemy kananejskie wino.

Kana Galilejska

W czwartym dniu pielgrzymki jedziemy na górę Karmel, uczestniczymy we Mszy św. i przechodzimy pod grotę ojca Karmelu proroka Eliasza z Tiszbe. Stąd blisko jest do Hajfy i jej punktu widokowego na Morze Śródziemne przy bahaickich ogrodach. Wypatrujemy na horyzoncie obłoku małego, jak dłoń człowieka, który miał podnosić się z morza, ale nie za długo, bo czas nawiedzić starożytne miasto portowe,  późniejszą siedzibę krzyżowców – Akkę.

Hajfa, widok z góry Karmel przy bahaickich ogrodach

Trudno sobie wyobrazić , że to była stolica Państwa Jerozolimskiego. Pomiędzy zabytkowymi murami muzułmanie ustawiają stragany, otwierają warsztaty, parkują auta i rozrzucają odpadki. Wąskimi i zacienionymi uliczkami udaje się nam odnaleźć malutki franciszkański kościółek, gdzie wita nas i błogosławi  serdeczny gospodarz katolickiej parafii.

Akka

Wracamy nad Jezioro Galilejskie do Tabghi do Kościoła ustanowienia prymatu św. Piotra. Robi się coraz cieplej, więc moczymy bose stopy w wodzie, po której chodził Jezus.

Tabgha kościół prymatu Św. Piotra

 Stamtąd  przenosimy się na zachodni brzeg jeziora do kibucu Ginosar. W latach 80-tych XX wieku, gdy poziom wody opadł do rekordowo niskiego stanu, na dnie jeziora odnaleziono pozostałości drewnianej łodzi z czasów  Jezusa, której rekonstrukcję mijamy. Pogoda tym razem sprzyja żegludze. Hymnem narodowym i wciągnięciem polskiej bandery na maszt łodzi rozpoczynamy rejs po jeziorze (bynajmniej nie z naszej inicjatywy ta pompa – to chyba raczej turystyczna komercja wykonuje ukłon w stronę patriotycznych sentymentów).

Jezioro galilejskie

Piąty dzień naszego pielgrzymowania.  Przejeżdżamy przez checkpoint na teren autonomii palestyńskiej na zachodni brzeg Jordanu. Temperatura rośnie odwrotnie proporcjonalnie do wysokości nad poziomem morza. Jordan zaskakuje wąskim korytem i mętnym nurtem. Nic dziwnego – przez tyle wieków jego wody obmywały grzechy Izraela… Na kolanach odnawiamy przyrzeczenia chrzcielne – umieramy dla grzechu – i zajeżdżamy do cichego Jerycha.

Jordan, miejsce chrztu Jezusa

To bodajże najstarsze zamieszkałe miasto na świecie, ale jak na staruszka dobrze sobie radzi, zwłaszcza w handlu rodzimymi płodami natury (m.in. daktyle, orzeszki z sykomory) i wyrobami ze skóry. Na chwilę zatrzymujemy autobus przy chorującej Sykomorze, na którą wspinał się Zacheusz, i przy skalistej Górze Kuszenia. Część z nas ulega urokowi przejażdżki na sympatycznym, choć nieco zapchlonym wielbłądzie (atrakcja kosztuje 5 dolarów, pchełki są gratis).

Jerycho, ruiny miasta  

Jerycho, góra kuszenia

Jerycho, sykomora Zacheusza

Jedziemy dalej, zagłębiając się w depresji wiodącej ku Morzu Martwemu. Po intensywnej, lecz zdrowej (bo prawie pozbawionej promieniowania UVB) helioterapii połączonej z błotno-solną kąpielą w temperaturze 42 st. Celsjusza, nieco skołowani panującym tu wysokim ciśnieniem atmosferycznym wjeżdżamy w przestrzeń Pustyni Judzkiej.

Morze Martwe

Na wyniesieniu, które otwiera się na szeroką panoramę jałowych pagórków, odbywa się Eucharystia.  W takim miejscu nic nie oddziela stworzeń od swego Stwórcy i jakoś tak łatwiej otwieramy się na Jego nieustanną Łaskę.  Mimowolnie we Mszy Św. towarzyszą nam miejscowi Beduini, czujnie wyczekując końca uroczystości, który umożliwi nachalną sprzedaż arafatek, pasków i koralików. Czarnooka, kilkuletnia Beduinka w plastykowych klapkach z powagą oferuje korale, podaje ich cenę, ale błędnie przelicza dolary na szekle i zaniżoną cenę pokazuje na migi palcami. Rozczula nas i dostaje więcej niż sobie zażyczyła.

Pustynia Judzka

Betlejem, ściana z dziełem Banksy’ego

Pod wieczór meldujemy się w wygodnym hotelu w Betlejem – ok. 2023 lata temu Święta Rodzina nie miała tyle szczęścia. Ekscytacja wywołana miejscem przezwycięża zmęczenie i już po zmroku wypijamy trzeci kubek kawy i nie tylko w restauracji Kustodii Franciszkańskiej vis-a-vis Bazyliki Narodzenia.

Przedostatni, szósty dzień w Ziemi Świętej poświęcamy na zaznajomienie się z Betlejem – Domem Chleba. Dowiadujemy się, że Jezus nieprzypadkowo wybrał żłóbek na miejsce swego narodzenia, wszak jest to naczynie na pokarm, a On stał się dla nas pokarmem na życie wieczne. Po Eucharystii w znajdującym się obok Bazyliki Narodzenia katolickim kościele św. Katarzyny, wizytujemy w Grocie Mlecznej, w Kościółku Św. Charbela i w sklepiku z dewocjonaliami polskojęzycznego Rony’ego Tabasha.

Betlejem, Mleczna Grota

Zatrzymujemy się przy pomniku i grocie św. Hieronima ze Strydonu, patrona biblistów i naukowców, autora powszechnie przyjmowanego przez wieki wieków (w Polsce do lat 60-tych!) łacińskiego przekładu Pisma Świętego – Wulgaty. Tu spędził swoje ostatnie lata pracowitego i świętego życia, oddelegowany z powodu niecnych plotek przez papieża Damazego.

Betlejem, Pomnik Św. Hieronima

Przez niskie drzwi pokory 1,2m i z mimowolnym pokłonem, wchodzimy do Bazyliki Narodzenia Pańskiego. Ustawiamy się w kilkugodzinnej kolejce schodzącej do Groty Narodzenia wykutej w podziemnej skale. Miejsce, w którym Pan Jezus przyszedł na świat jest oznaczone srebrną gwiazdą o 14 promieniach – kolejny przykład gematrii nawiązującej do imienia Dawida. Pośpiech, tłok, napięcie, prawosławni poganiacze… Tutaj wiara musi zdecydowanie odciąć się od emocji.

Bazylika Narodzenia, drzwi pokory

Już nieco zmęczeni docieramy do Pola Pasterzy, śpiewamy kolędy w maleńkiej kaplicy i oglądamy kościółek, zbudowany w miejscu gdzie aniołowie wyśpiewali „Gloria in excelsis Deo”. Przy wejściu stoi mały, smutny chłopiec z jeszcze mniejszą owieczką na rękach – można zrobić sobie z nią zdjęcie za dolara. Pasterze w czasach Chrystusa prowadzili koczowniczy tryb życia, ich dzieci nie chodziły do szkół, nie znali Prawa, nie mogli go przestrzegać, więc nieustannie byli rytualnie nieczyści. A Bogu podobało się objawić właśnie owym znajdującym się na najniższym szczeblu drabiny społecznej i pogardzanym nomadom – to im jako pierwszym zostaje powierzona Dobra Nowina o narodzeniu Mesjasza Pana. Przy okazji mierzymy się z kolejnym mitem: najpewniej Boże Narodzenie wcale nie było w grudniu, bo wówczas owce są zamknięte i nie trzeba nad nimi trzymać straży.

Kościół na Polu Pasterzy

Na sam koniec odwiedzamy siostrę Szczepanę, elżbietankę, i prowadzony przez Nią (zaledwie z dwoma innymi siostrami) Dom Pokoju. Niby to nie bazylika, ale czujemy świętość tego miejsca i osób, które dają szansę na godne życie dla kilkudziesięciu palestyńskich sierot.

W ostatni siódmy dzień nasza podróż zatacza koło – wracamy do Jerozolimy. Ale po drodze zatrzymujemy się na Mszę św. w przepięknym miejscu w Ain Karem, gdzie brzemienna Maryja spotyka się ze swoją krewną Elżbietą i śpiewa hymn uwielbienia – Magnificat. Prawdopodobnie nie była to karkołomna i samotna wyprawa młodej mężatki, a raczej wspólna wyprawa ze św. Józefem.

Ain Karem

Tempo podróży przyśpiesza. Przejeżdżamy autobusem na Górę Oliwną do miejsca Wniebowstąpienia Jezusa (obecnie meczet), stąd przechodzimy do ogrodu karmelitanek, do kościoła Ojcze Nasz oraz do groty w której wg tradycji ustanowiono Skład Apostolski, a następnie do kościoła „Jezus Zapłakał” (kolejne dzieło  Antonio Berluzziego z pięknym widokiem na starą Jerozolimę i Dolinę Cedronu). Przechodzimy przez Ogród Oliwny, a następnie do prawosławnej Świątyni Zaśnięcia Maryi.

Miejsce wniebowstąpienia Jezusa

Wnętrze kościoła Dominus Flevit

Ogród oliwny

Wnętrze grobu Maryi

Kolejne, najważniejsze dla Żydów miejsce na świecie, to pozostałości Świątyni Jerozolimskiej. W promieniach azjatyckiego słońca stajemy przed Ścianą Płaczu, gdzie w szczeliny między kamieniami ludzie w całego świata wkładają kartki z prośbami do Boga. Tak naprawdę do tylko fragment muru oporowego, który podtrzymywał konstrukcję świątyni. Złota Kopuła Meczetu Skały Al-Aksa wyznacza byłe miejsce Świętego Świętych.

Jerozolima – ściana płaczu

Na górze Syjon odwiedzamy Wieczernik, a właściwie jego I piętro, gdzie krzyżowcy mieli swój refektarz (bo na parterze budynku Żydzi czczą domniemany grób króla Dawida). Tu nasz Rabbi Mariusz wtajemnicza nas w głębsze rozumienie Eucharystii. Ostatnia wieczerza nigdy się nie skończyła – Jezus nie wypił ostatniego czwartego kielicha. W czasie uczestnictwa w Najświętszej Ofierze dołączamy do nieustannie trwającej wieczerzy. Nasze ciała pozostają na ziemi, ale umysły przenoszą się do nieba, gdzie nie ma czasu, bo w Bożym układzie odniesienia wszystko dzieje się równocześnie. To otwiera nas na medytację ostatnich godzin ziemskiego życia Jezusa.

Zachodzimy do kościoła św. Piotra in Gallicantu, czyli w miejscu śpiewu/piania koguta, gdzie apostoł trzykrotnie wyparł się Chrystusa. Budowla stoi na pozostałościach pałacu Heroda, w podziemiach którego Jezus był więziony przez noc.

Okrążamy mury Jerozolimy, żeby dojść na początek Via Dolorosa. Odprawiając nabożeństwo Drogi Krzyżowej, przepychamy się pomiędzy rozpraszającymi straganami i miejscowym, wielobarwnym tłumem, obojętnym na nasze religijne zaangażowanie. Zdajemy sobie sprawę, że Jerozolima z I wieku skrywa się głęboko pod ziemią – kilka metrów pod poziomem ulic. Ponad dwa milenia temu skazaniec Jeszua Ben Josef – Bóg Człowiek w jednej postaci, prawdopodobnie przechodził obok podobnej jak teraz obojętności, pośród pochłoniętych swoją codziennością ludzi. Po modlitwie przy ostatniej XIV stacji,  wracamy do miejsca z którego zaczęło się chrześcijaństwo, a my zaczęliśmy pielgrzymowanie – do Bazyliki Zmartwychwstania, by ponownie przekonać się, że najsławniejszy na świecie grób, właściwie grobem niej jest – bo jest pusty. ”A jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, daremne jest nasze nauczanie, próżna jest także wasza wiara”…

Już spakowani do wyjazdu, kładziemy się wcześniej spać, bo jutro przed wylotem czeka nas ostatnia Msza ok. godz. 6.00 rano. Wszystkie zaplanowane miejsca odwiedziliśmy i prawie wszystkich nauk wysłuchaliśmy – naszemu Rabbiemu, Ks. Mariuszowi nie starczyło czasu na trzecią część historii Izraela. Mam nadzieję, że uda się jej kiedyś wysłuchać do końca.

Tym razem nie martwi mnie, że będę z daleka tęsknić do tych ukochanych miejsc. Zabieram je ze sobą i będę przechowywać w sercu. Mimo szczegółowej kontroli na izraelskim lotnisku służby nie zdają sobie sprawy jaki skarb wywożę…

Agata Gruna-Ożarowska