Świątynia. Wprowadzenie do kontemplacji

Monika i dk. Marcin Gajdowie, Świątynia. Wprowadzenie do kontemplacji, Wydawnictwo Pro Homine, Szczecin 2017

Współautorami książki są małżonkowie: Monika i diakon Marcin Gajdowie. On – lekarz i teolog, ona – pedagog, choreoterapeuta. Na co dzień zajmują się też psychoterapią, co powoduje, że ich tok myślenia, sposób patrzenia oraz definiowania rzeczywistości jest i teologiczny, i psychologiczny. Z zaskoczeniem dociera do nas fakt, że psychologia i neurobiologia może tłumaczyć religię, a religia tłumaczy potrzeby psychiczne człowieka. 

Autorzy pokazują nam, że kontemplacja nie jest oderwanym od codziennego życia alternatywnym stanem świadomości, który wypracowujemy sobie drogą natchnionych ćwiczeń duchowych. Owszem, ćwiczyć trzeba, ale wyrabiając w sobie codzienną  postawę kontemplatywną. A punktem wyjścia do tych ćwiczeń jest zdanie sobie sprawy, że postawa ta jest organicznie wpisana w naszą strukturę psychofizyczno –duchową, bo celem i sensem życia jest ostateczne zjednoczenie z Bogiem.

W treść książki wplatane są cytaty z Biblii i Katechizmu Kościoła Katolickiego, a do części rozdziałów przypisane są medytacyjne ćwiczenia praktyczne w wersji audio, dostępne w Internecie.

Z trudem opieram się pokusie streszczenia całej książki i wybieram kilka poruszonych w niej zagadnień.  Na wstępie znajdujemy przepiękną, mistyczną analogię bytu osobowego człowieka do świątyni Jerozolimskiej z czasów Jezusa. Czyż nie wiecie, żeście świątynią Boga i że Duch Boży mieszka w was? (1 Kor 3,16). Wzorując się na mistykach, zwłaszcza na św. Janie od Krzyża, autorzy szkicują schemat anatomii życia duchowego człowieka. Każdy człowiek – wierzący czy niewierzący –  jest świątynią. Poszczególne dziedzińce świątynne – Pogan, Kobiet, Mężczyzn, Kapłanów  mają swoje odpowiedniki w poszczególnych sferach egzystencji, odpowiednio: ciała, emocji, umysłu i woli.

Najbardziej zewnętrzny dziedziniec Pogan jest odzwierciedleniem życia cielesnego i poznania zmysłowego. Dziedziniec Kobiet  odpowiada zmiennym emocjom i uczuciom, a dziedziniec Mężczyzn sferze umysłu, a zatem jeszcze bardziej nietrwałym i bardziej ukrytym myślom. Wchodząc głębiej napotykamy dziedziniec Kapłanów, w którym realizujemy wybrany wolą cel naszej egzystencji. Tu dochodzi do nadawania priorytetu naszym dążeniom i do wartościowania pojęć. W każdym z nas, mniej lub bardziej świadomie, nasz wewnętrzny kapłan, kierując się wolną wolą – wspaniałym, lecz często „kłopotliwym” darem miłości Bożej  – podejmuje wybór Komu lub czemu złożyć ofiarę.

W samym środku świątyni znajduje się Święte Świętych – miejsce spotkania z Bogiem, centrum i sens świątyni. Za czasów Jezusa – całkowicie puste miejsce dla Boga bez imienia i bez wizerunku, do którego miał dostęp jedynie arcykapłan i tylko raz w roku. I to tam odbywa się najwspanialsza modlitwa, Namiot Spotkania Boga i człowieka. Aby TAM dojść, trzeba pozostawić ciało, uczucia i myśli. Drogą ćwiczeń duchowych powoli uczymy się rozpoznawać w sobie i oddzielać to, co zmysłowe, emocjonalne, intelektualne;  uzyskujemy kontrolę nad ciałem i uczuciem,  myślą i słowem, aby coraz częściej wychodzić z zewnętrznych dziedzińców do Świętego Świętych na spotkanie z Bogiem. Jak tego dokonać?  W którym miejscu świątyni jest najlepsze miejsce na modlitwę? Czy Duch św. zstępuje na nas z szumem z góry czy przychodzi „w lekkim powiewie” od wewnątrz – z naszego środka? Czy na poszczególnych etapach swojego rozwoju człowiek modli się tak samo? Czy można przez całe życie modlić się pozostając na zewnątrz świątyni – żyć na swoich peryferiach? Ile tracimy, gdy nie staramy się wejść głębiej?

Kolejnym zagadnieniem dotkniętym przez autorów jest intelekt i jego wytwory, a zwłaszcza myśli i decyzje w życiu duchowym chrześcijanina. Czy nam się to podoba, czy nie – podczas swojego dojrzewania mózg dąży do jak najbardziej optymalnych energetycznie i szybkich reakcji, a takimi są odruchy automatyczne. Zatem im dłużej żyjemy, tym mniejsza jest plastyczność naszych reakcji. Utrwalamy w sobie automatyczne wzorce, wręcz zestawy powtarzalnych odpowiedzi na zmienność otaczających nas bodźców. W ten to sposób część naszych działań staje się autonomiczna, niezależna od ich właściciela. Badania neuropsychologiczne dowodzą, że uznajemy myśli, skojarzenia i interpretacje za swoje, choć często są one podświadomie podsuwane przez niezależne ośrodki mózgu (np. tzw. lewopółkulowy interpretator  opisany przez Michaela  Gazzaningę). I w tenże sposób, wraz z twórcami książki, odkrywamy jaką genialną intuicję posiadali  Ojcowie Pustyni, którzy w licznych apoftegmatach, już przed wiekami, uczyli jak walczyć z niepożądanymi myślami – logismoi. Uważali je za produkt  tzw. umysłu płytkiego, który to (w odróżnieniu od umysłu głębokiego – kontemplatywnego)  podlega prawom świata biologicznego, skażonego grzechem pierworodnym: choruje, cierpi, ulega zmęczeniu. Z trudem dojrzewa, na chwilę wspina się na wyżyny w wieku dorosłym, aby stopniowo ulegać procesom degradacji i starzenia się. Zadaniem chrześcijanina jest więc być stale uważnym wobec intelektu, wykazywać się czujnością, refleksyjnością – nepsis, rozeznawać swoje logismoi – złudzenia, z pokorą identyfikować ich wpływ na wewnętrzne decyzje i zewnętrzne reakcje. Stawka jest bardzo wysoka –  wewnętrzna jedność, pokój i zdrowie duchowe. Już pierwsi rodzice opierając się na własnym intelekcie, stali się sami dla siebie fałszywym źródłem poznania, zamknęli oczy serca, ulegli diabłu, co spowodowało wygnanie z raju, odłączenie od Boga, a w konsekwencji podział rzeczywistości na świat nadprzyrodzony i materialny,  ducha i ciało  (diaballo – dzielę, odłączam).

W kolejnych rozdziałach, autorzy, opierając się na między innymi na Ewangelii  św. Jana, zbliżają się stopniowo do formułowania pojęcia życia wiecznego, życia z Boga – Zoe, udzielającego się  już teraz, za naszego życia,  w centrum wewnętrznej świątyni. Stajemy obok Nikodema, zamykamy oczy i z ufnością, biernie oddajemy się łasce niedostępnych dla zmysłów powtórnych narodzin. Wiara staje się narzędziem przemiany prowadzącej do zrodzenia z Ducha. Kontemplacja zostaje zdefiniowana jako otwarcie się na życie wieczne.  Dochodzi się do niej przez sposób bycia, prowadzący do utraty siebie, która jest jedynym sposobem zachowania siebie, ponieważ wyzbywając się siebie, czynimy miejsce na Łaskę. „Potrzeba, by On wzrastał, a ja się umniejszał” (J 3,30). A wypełniając się Łaską mamy szansę sami stawać się przybytkami Ducha Świętego, a nasze ciała – żywymi sakramentami, (…) „aby Bóg był wszystkim we wszystkich” (1 Kor 15,28).

Szczególnie cenne są dla mnie właśnie takie książki, które pozostawiają w czytelniku trwały ślad. Czasem przeczytane słowa wywołują duże emocje, angażują czas i czujność, ale nie wbudowują się w nas. Po kilku miesiącach z trudem kojarzymy treść i autora.  Ale czasem zerowym emocjom podczas lektury towarzyszy głębokie i trwałe przetasowanie dotychczasowego rozumienia świata i siebie.  Zmiana dokonuje się zwykle powoli, stopniowo i bez fajerwerków. Można by rzec, że taki efekt motyla. Tym razem, przychodzi  On „w lekkim muśnięciu” motylich skrzydeł…

Agata Gruna- Ożarowska